1. Bydgoszcz jest podobno miastem na wodzie. Jednak 550 metrów od mostu prowadzącego na Stary Rynek bulwary przestają być oświetlone i zadbane. Pod koniec 2016 roku biegając naszym bulwarem w samym centrum miasta, w panujących tam ciemnościach skręciłem sobie nogę. Do biegania wróciłem po 2 miesiącach przerwy. Biegam tam regularnie, bo to jest unikalne miejsce. Trasa prowadzi pod kolejnymi mostami, nie ma stania na światłach, piękna przyroda, fantastyczne widoki. Nie mogę przestać kochać tego kawałka miasta, mimo, że jest tak zaniedbany. Słyszeliśmy deklarację przebudowy bulwarów. Poza krótkim odcinkiem w okolicach mostu Uniwersyteckiego nie wyremontowano jednak ani kawałka bulwarów. To ogromne rozczarowanie. Miasto podobno stawia na kontakt z wodą i tej wody pełne są miejskie plany. Na papierze. Ale wystarczy przejść się wieczorek bulwarami 550 metrów na wschód od Starego Rynku, żeby znaleźć się w egipskich ciemnościach, a dziurawym, niebezpiecznym chodniku. Turysta chcący wieczorem zwiedzić miasto nawet nie dojdzie tym bulwarem do ładnie prezentującego się nowego, oświetlonego mostu Uniwersyteckiego, bo ze strachu zawróci. To są konkrety. Nie pasują do pięknych opowieści.
Biega tamtędy około tysiąca ludzi według logów samej aplikacji Strava.com
W centralnym odcinku tego odcinka specjalnego wieczorami panują egipskie ciemności. |
2. Inwestycje prowadzone w Bydgoszczy nie przystają do budżetu miasta, które w skali 8 lat (dwóch kadencji samorządowych) miało łącznie budżety przekraczające 10 miliardów złotych. Jeżeli konkretem ma być budowa miejskiej ślizgawki za kilkadziesiąt milionów złotych to widać, że miasto nie ma się czym pochwalić. Zapomniano tam nawet o wybudowaniu trybun, żeby czasami nie mógł rozwinąć się w Bydgoszczy profesjonalny hokej. Nasza rzeczywistość to obiekty bez trybun ( z Astorią też była afera z brakiem wystarczającej ilości miejsc na trybunach), mosty bez chodników, sieć tramwajowa bez awaryjnych alternatyw, dworzec z za niskimi peronami, skrzyżowania płaskie ze światłami, zamiast bezkolizyjnych węzłów znanych z lepiej zarządzanych miast. To są konkrety. Budujemy mało, bez wizji, z funkcjonalnymi wadami praktycznie każdej inwestycji. Ilość bezkolizyjnych węzłów zbudowanych w ostatnich latach jest bliska zeru. Podobne inwestycje jak te dominujące w Bydgoszczy można znaleźć w wielu miasteczkach powiatowych. Te okazałe i ambitne inwestycje funkcjonują tylko na papierze. Papier przyjmie wszystko.
3. Upadek bydgoskiego sportu. Upadek jednej z najbardziej popularnych dyscyplin sportu profesjonalnego mógłby być uznany jako przykry przypadek. Jednoczesny upadek ligowej piłki oraz ligowego żużla świadczy o tym, że bydgoski sport przeżywa spory kryzys. A te dyscypliny sportu miały być naszą wizytówką według deklaracji prezydenta z poprzednich wyborów. Jak widzę w mediach społecznościowych, fani żużla zdają sobie sprawę z tego, że obietnice prezydenta, który przez 8 lat nic konkretnego nie zrobił w sprawie przebudowy ich stadionu nie są wiele warte. Który Rafał Bruski jest prawdziwy? Ten który przez całą kadencję rozmawia i nic nie robi, czy ten Rafał Bruski, który z wyborczym nożem na gardle łasi się do kolejnych rozczarowanych grup społecznych? Warto zadać sobie pytanie, który z prezydentów jest prawdziwy. Co realnie zrobi dla bydgoskiego sportu przez kolejne 4 lata? Najbardziej prawdopodobne jest, że zrobi dokładnie to samo co przez poprzednie lata.
4. Fotografowanie się prezydenta Rafała Bruskiego na tle bydgoskiego dworca PKP wyremontowanego za pieniądze rządowe świadczyć może co najwyżej o tym, że obecny prezydent uważa bydgoszczan za debili. Konkretem jest to, że dworzec jest jednym z ostatnich w Polsce z grona największych dworców kategorii A, które zostały wyremontowane oraz, że ma zbyt niskie perony przylegające do dworca wyspowego. Kto miał okazję korzystać i wyskakiwać z pociągu to przyzna, że takie perony nie są dla podróżnych komfortowe, obojętnie co sądzą na ten temat przepisy czy konserwatorzy zabytków. Zabytki nie muszą być niepraktyczne, co pokazano choćby podczas remontu dworca PKP w Toruniu.
5 Transport zbiorowy w Bydgoszczy jest wolny, a sieć tramwajowa podatna na zablokowanie, nie posiada dróg alternatywnych na wypadek awarii. Ciągle nie stosuje się w mieście tramwajów dwukierunkowych. W ostatnim roku doszło do trwałego zablokowania linii tramwajowej na Babiej Wsi. To jeszcze pogorszyło sprawę. Budowa torowiska tramwajowego w ciągu ulicy Kujawskiej jest opóźniona. Cały górny taras stracił bezpośrednie skomunikowanie tramwajami z centrum miasta. W mojej ocenie taka sytuacja jest niedopuszczalna. Władze naszego miasta odrzucają konsekwentnie pomysły stworzenia super szybkiej alternatywy komunikacyjnej pomiędzy zachodnimi dzielnicami miasta a Bartodziejami i Fordonem przy wykorzystaniu istniejących linii kolejowych. Faktem jest dwukrotne odrzucenie przez grupę radnych koalicyjnych związanych z prezydentem wniosku opozycji o wykonanie studiu wykonalności Szybkiej Kolei Miejskiej dla miasta Bydgoszczy. Prezydent podobno obecnie, przed wyborami zadeklarował chęć jego wykonania. Warto zadać sobie pytanie, który z prezydentów jest prawdziwy, ten który obiecuje zmianę z wyborczym "nożem na gardle", czy ten którego znamy z niechęci do kolei przez całą resztę dwóch 4-letnich kadencji? Prawdopodobnie to sam co przez minione 8 lat, a nie ten przystrojony w wyborczy uśmiech i wyborcze obietnice. Problemy naszego systemu transportowego zaczynają się od faktu, że decydenci z niego nie korzystają. Jeżdżą samochodami bez głębszej refleksji, że jak wszyscy pewno dnia zrobią to samo, to miasto stanie w jednym gigantycznym korku. Na razie robią wiele, żeby uprzykrzyć życie ludziom usiłującym korzystać z transportu zbiorowego.Wykorzystanie pociągów jeżdżących i tak przez miasto nie musi być drogie, wystarczy się dogadać, żeby posiadacze bydgoskich "sieciówek" mogli swobodnie wsiadać do pociągów kiedy im to pasuje. To jest proste, w wielu miastach działają takie systemy taryfowe od lat. U nas niedasie. Kolejne 8 lat niedasię. Zawsze gdy widzę Elfa śmigającego z Bydgoszcz Wschód na Dworzec Główny w 8-9 minut, to żal mi, że bydgoszczanie nie mogą z tego swobodnie korzystać. Przecież za ich pieniądze remontowano stacje Bydgoszcz Wschód, Bielawy, Błonie, Leśną. Zawsze gdy widzę w Bydgoszczy Elfa to myślę o prezydencie Bydgoszczy, który zablokował wykorzystanie tego ultra szybkiego środka transportu przez fakt, że trzeba za to osobno płacić. W innych miastach dawno udało się zrealizować takie zintegrowane systemy. Często informacje o kolejnych miastach to oferujących wrzucałem na tego bloga czy profil SKM Bydgoszcz na Facebooku, który polubiło około 1500 osób w krótkim czasie po jego stworzeniu bez żadnej płatnej promocji. Jest sporo ludzi, którzy chcieli by tracić mniej czasu na przemieszczanie się po mieście.
6. Remonty chodników w centrum. Na nic się zdała aktywność obywatelska w przypadku chodnika przy ulicy Mazowieckiej, przy której mieszkam. W 2017 roku mieszkańcy zdecydowali, że w ramach Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego chcą remontu tych zapuszczonych i dziurawych chodników. Mamy już październik 2018 i nie widzę żadnej ekipy zabierającej się choćby za remont tego chodnika. Czuję się oszukany. Nikt nie namówi mnie na udział w kolejnych edycjach BBO lub ich promowanie. Ten konkurs to pewien rodzaj umowy społecznej. Miasto chce zaangażować mieszkańców, wciągnąć ich w procesy decyzyjne, ale potem zwycięskie inwestycje zobowiązuje się zrealizować. Czuję się oszukany i nie mam zamiaru brać w tej szopce udziału ponownie. Czy podobne doświadczenia mają inni bydgoszczanie? Ile jest w śródmieściu chodników w fatalnym stanie? Ile inwestycji z BBO nie zostało w ogóle ruszonych? Nie mam takiej wiedzy. Ale wiem jak potraktowano chodniki na Mazowieckiej. Pisałem w tej sprawie do ZDMiKP i nie otrzymałem odpowiedzi. To też przykre. E-mail od zwykłego bydgoszczanina jest bez znaczenia. Dopiero gdy sprawa nabiera medialnego rozgłosu, to się wszyscy sprawą interesują. Tak działa to miasto. Nie ma problemu w mediach, to nie ma problemu w ogóle, a ludzie łamią sobie nogi w XXI wieku na bydgoskich chodnikach.
Ten chodnik miał być wyremontowany w ramach BBO 2017. Ciągle wygląda właśnie tak. |
7. Obecne władze nie szanują czasu mieszkańców. Jeżeli bydgoszczanie stoją w korkach spowodowanych przebudowami, to tracą czas. Ile on jest wart? Można to policzyć. Jeżeli z powodu prowadzonych bez głowy, przeciągających się remontów lub źle zaprojektowanej sieci drogowej i transportu zbiorowego każdy z 350 tysięcy bydgoszczan straci średnio 15 minut dziennie, to razem stracimy 87,5 tysiąca godzin dziennie. Licząc 22 dni robocze stracimy łącznie 1 milion 925 tysięcy godzin w miesiącu. Ile warta jest godzina życia? Jak to zmierzyć? Najprościej licząc po stawce za którą pracownicy sprzedają swój czas pracodawcy. Dla kogoś to może być 15 zł za godzinę , dla kogoś innego 200 zł /h albo więcej (tych jest niewielu). Przyjmijmy na roboczo średnio 20 zł za godzinę czasu bydgoszczanina.
Można zatem szacować, że przez źle zarządzaną sieć transportu zbiorowego oraz złe zarządzanie procesami remontowymi
tracimy około 40 milionów złotych miesięcznie.
Nikt na te straty nie zwraca większe uwagi, bo to jest strata zbiorowa. Każdy traci po kilka, kilkanaście godzin miesięcznie. Ale mi osobiście ich bardzo szkoda. Wolałbym je wykorzystać w inny sposób. Po zmianach komunikacji związanych z wprowadzeniem tramwaju do Fordonu mój czas dojazdu do pracy wydłużył się jakieś 10-15 minut w każdą stronę. Kiedyś dojeżdżałem jednym autobusem 83, obecnie muszę jeździć z przesiadkami. Te 10-15 minut straty jest w przypadku, gdy sieć tramwajowa nie jest zablokowana. Gdy jest zablokowana to oczywiście znacznie więcej. Czy w skali 40 milionów traconych przez bydgoszczan co miesiąc nie warto byłoby wynegocjować z przykładowym właścicielem tartaku rynkowej ceny za jego grunt i wykonać inwestycję w terminie? No tak, przecież tych 40 milionów nikt nie dostrzega. Każdy stoi sobie mniej lub bardziej cierpliwie w korku, ponarzeka sobie i w końcu kiedyś przejedzie. Ja uważam, że trzeba walczyć o szybkość przemieszczania się po mieście, zwłaszcza gdy jest ono rozwlekłe w osi wschód - zachód na ponad 30 kilometrów. Ja nie widzę tej walki, a co za tym idzie nie widzę tu szacunku dla mieszkańców, którym korki uprzykrzają życie.Tworzenie zakorkowanego miasta nie służy też jego rozwojowi z punktu widzenia gospodarki, w której przemieszcza się towary lub dojeżdża do klienta na wykonanie usługi. Walka o sprawnie działające miasto w mojej ocenie jeszcze się w Bydgoszczy nawet nie zaczęła. Na razie zmierzamy wielkimi krokami do transportowej katastrofy. Jej skutki będą coraz bardziej odczuwalne z każdym rokiem, z każdym byłym pasażerem komunikacji miejskiej, który nie wytrzyma i przesiądzie się do samochodu zajmującego kilka metrów kwadratowych miejskiej przestrzeni. Nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że trasa Uniwersytecka nie przechodzi bezkolizyjnie pod ulicą Wojska Polskiego, dlaczego Tramwaje nie pojadą bezkolizyjnie pod Rondem Kujawskim na poziomie minus jeden, skoro nawet naturalnie ukształtowanie terenu sprzyja takim rozwiązaniom. Będziemy się męczyć z tymi bublami przez kilkadziesiąt lat wspominając czasy bydgoskiego dziadostwa panujące na początku XXI wieku, w okresie największych dotacji unijnych. Po prostu wstyd.
8. Bydgoszcz ciągle nie potrafi skutecznie przyciągać dofinansowania. W obecnym rozdaniu mieliśmy we władzach samorządowych województwa Platformę Obywatelską oraz za sterami Bydgoszczy prezydenta wywodzącego się z tej samej partii. To nie pomogło w skutecznym pozyskiwaniu środków na inwestycje. Można odnieść wrażenie, że ciągle nie wiemy kiedy o co się starać. Kiedy w Polsce powstawały wielkie muzea jak choćby zbudowane we Wrocławiu z rozmachem i pomysłem Hydropolis, czy rożne "Koperniki" Bydgoszcz nie miała czytelnego, dobrze opracowanego pomysłu do realizacji. Młyny Rothera do dziś stoją puste. To są konkrety. Okazało się, że w obecnej perspektywie finansowej kasa w worku z takimi atrakcjami została odcięta. Tak działa UE. Trzeba czuć pismo nosem. Nie czujemy chyba ciągle tego blusa. Bydgoszcz nadal nie ma nawet czytelnego pomysłu, co chciałaby zrobić. W ciągle ósmym co do wielkości mieście w Polsce trudno znaleźć miejską inwestycję zrealizowaną z dużym rozmachem, która mogłaby być rzeczywistym powodem do dumy, która by nas wyróżniała. Z wielu rzeczy zbudowanych w Bydgoszczy przez poprzednie pokolenia możemy być dumni. Z czego będzie mogło być dumne nasze pokolenie? Ze ślizgawki bez trybun? Odnoszę wrażenie, że marnujemy czas i ciągle nie wykorzystujemy potencjału naszego miasta.
9. Sieć dróg dla rowerów nie rozwija się w Bydgoszczy tak sprawnie jak w innych miastach :
Dlaczego nasza sieć DDR jest tak słaba w porównaniu do najlepszych? Czy nie mając sieci DDR zachęcimy bydgoszczan do aktywnego trybu życia i przemieszczania się po mieście w ten ekologiczny sposób? Czy to będzie dla nich bezpieczne? Nasze miasto nie potrafi zrealizować nawet tak ważnych punktów z punktu widzenia sieci DDR jak wiadukt nad "węglówką" na Fordońskiej na Siernieczku. Trzeba tam ciągle rowery wnosić po stromych schodach, a wystarczyły by podjazdy po obu stronach. Tym sposobem jeden potencjalnie ciekawy ciąg transportowy jest przerwany przez tą barierę architektoniczną. Może ktoś powie, że wpisano to do jakiś miejskich planów. OK, ale mija kolejnych 8 lat, a problem nadal pozostaje nierozwiązany. Nie udało się w Bydgoszcz zrealizować płynnego przejazdu dla rowerów na bulwarach przy Mostach Solidarności w okolicach Śluzy Workowej. Tam też trzeba ciągle nosić rowery po schodach. To jest za trudne dla obecnych władz. Takie proste sprawy pokazują podejście do projektowania przestrzeni publicznych miasta.
W świetle tych faktów nie zamierzam głosować na obecnego prezydenta oraz elity z nim związane i z nim współpracujące. W mojej ocenie każda zmiana stanowi szansę na lepsze czasy dla miasta. Zmiana nie gwarantuje poprawy, ale daje na nią szansę. Pozostanie przy obecnej władzy dla mnie oznacza, że przez kolejne 4 lata Bydgoszcz nie ma szansy zmieniać się w miasto moich marzeń. Nie chcę przez kolejne 4 lata obserwować konsekwentnego powiatowienia Bydgoszczy.
Dlatego pójdę na wybory i zachęcam do pójścia na wybory szczególnie osoby zniechęcone do głosowania niską jakością wybieranych przez nas elit miejskich i niską jakość publicznej debaty towarzyszącej wyborom samorządowym. Jeżeli nie widzicie siebie głosujących na jedną z dużych, znanych partii politycznych, to zachęcam was do oddania swoich głosów na mniejsze komitety. One mają nowych ludzi którzy mogą wnieść trochę świeżości do naszego miejskiego i wojewódzkiego samorządu.
Z ramienia bydgoskiego komitetu zielonych startuje na przykład do sejmiku województwa Daniel Kaszubowski. Jego kandydatura jest mi bardzo bliska, bo od lat działa on na rzecz powstania Bydgoskiej Kolei Dojazdowej, projektu bardzo zbliżonego do bydgoskiej SKM-ki, której promowaniu poświęciłem kiedyś kawałek swojego życia. Te projekty z zasadzie najbardziej różnią się nazwą (pozdrawiam przy tej okazji Daniel). Myślę, że sam udział Daniela w wyborach i jego udział w debatach sporo wnosi do sprawy. Zyczę mu powodzenia. Informacje o nim znajdziecie bez trudu na Facebook. Wielu ludzi skazuje mniejsze komitety wyborcze z góry na porażkę. Ale istnieje ogromna liczba wyborców, którzy ciągle rezygnują z udziału w wyborach twierdząc, że i tak nic się nie zmieni. Stanowią oni prawie połowę populacji wyborców. I ciągle nie uświadamiają sobie swojej siły oraz jej nie używają. Szkoda.
Bydgoszcz może się zmienić, ale do tych zmian potrzebna jest właśnie wasza aktywność wyborcza. Jeżeli pozostaniecie bierni, to szansa na zmiany jest bliska zeru, bo partyjny elektorat jest relatywnie stabilny. Do zmian potrzebna jest większa aktywność wyborców. Podaj dalej jeżeli masz kogoś kto nie chodzi na wybory. Może go przekonasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz