czwartek, 30 października 2014

Pierwsza debata prezydencka za nami. Kto ją wygrał, a kto poległ?

Dzisiaj, 30 października 2014, odbyła się pierwsza debata prezydencka w Domu Rzemiosła przy ulicy Piotrowskiego. Trzeba przyznać, że wszyscy kandydaci na prezydenta Bydgoszczy zachowali klasę i obyło się bez tradycyjnego przekrzykiwania się, uciszania rozmówców i zamieszania. Wszyscy uczestnicy trzymali się ustalonych reguł, a Cezary Wojtczak konsekwentnie i dyskretnie je egzekwował. To pierwsze miłe zaskoczenie.



Jak zaprezentowali się w moim odczuciu poszczególni kandydaci?

Zacznę od prawej. Mariusz Nowowiejski. Widać, że zaczyna przygodę z działalnością publiczną, bo miał wyraźne problemy z jasnym formułowaniem swoich poglądów. Pierwsze koty za płoty. Sympatyczny człowiek. Nie będę się nad nim pastwił. Następnym razem będzie lepiej.

Małgorzata Stawicka. Robiła bardzo pozytywne wrażenie. Widać jej dobre intencje. Potrafi wzbudzić sympatię, jak to kobieta. Niestety, w moich oczach dyskredytuje ją odpowiedź, a w zasadzie brak odpowiedzi na pytanie o jej opinię w sprawie delimitacji obszaru funkcjonalnego Bydgoszczy przez Polską Akademię Nauk i zespół profesora Śleszyńskiego. Można powiedzieć, że prezydent nie musi znać się na wszystkim, ale akurat to jest sprawa grubego kalibru, decydująca o kierunku rozwoju aglomeracji. Osoba,  która nie interesuje się takimi strategicznymi uwarunkowaniami rozwojowymi miasta, moim zadaniem nie powinna piastować urzędu prezydenta, bo będzie po prostu ogrywana, a cała Bydgoszcz razem z nią. Tak ogrywany był Konstanty Dombrowicz przez 8 lat i do teraz nie rozumie jak powstało żartobliwe powiedzonko "Kto z Bydgoszczy zrobił Łowicz?"Bydgoszcz jest obecnie w tak trudnym położeniu politycznym, że potrzeba nam trochę bardziej świadomych graczy.

Kolejny od prawej to Konstanty Dombrowicz. Zazwyczaj szanuję osoby starsze od mojego ojca, ale w tym przypadku przychodzi mi to, przyznam, z dużym trudem. Pewnie rzutuje na to degradacja znaczenia Bydgoszczy, której doświadczyliśmy w czasie jego 8-letniej prezydentury. Odpowiadając na pytanie Piotra Cyprysa: jak odzyskać wpływ na bydgoskie lotnisko, nad którym Bydgoszcz straciła kontrolę za jego kadencji, zaczął coś mówić o konieczności oceny i wymiany zarządu spółki. Chyba cały czas nie dostrzega, że właśnie po utracie przez Bydgoszcz kontroli nad portem o sposobie zarządzania lotniskiem decyduje marszałek Całbecki, a bydgoszczanie mogą jedynie zacisnąć zęby i drałować na loty do Gdańska czy Poznania. To dokumentuje, że mimo upływu lat ciągle nie zrozumiał dlaczego Bydgoszcz straciła znaczenie w wielu obszarach.

Piotr Cyprys (Metropolia Bydgoska), w moim odczuciu, nie dał się zagiąć na żadnym pytaniu. Pokazał zupełnie inny sposób myślenia o mieście, jako o silnej metropolii skoncentrowanej na współpracy z najbliższym otoczeniem. Podkreślił, że przedsiębiorcy zostali pozbawieni samym sobie w starciu z urzędniczą toruńską machiną i zapowiedział utworzenie specjalnego zespołu przy ratuszu wspierającego bydgoskich przedsiębiorców w przygotowywaniu i sprawdzaniu wniosków unijnych .  Jak go znam, to będzie pierwsza rzecz jaką zrobi, w przypadku wygranej. O wnioski bydgoskich firm będą walczyć w Toruniu bydgoscy specjaliści zajmujący się tylko i wyłącznie pomocą dla bydgoskich podmiotów. Koszty działania takiej komórki zwrócą się wielokrotnie dzięki rozwojowi bydgoskich firm, które uzyskają wreszcie szerszy dostęp do środków unijnych. Dzięki temu będziemy też mieli precyzyjne informacje jakie wnioski spotykają się z odmową i  z jakich powodów. Dzisiaj wmawia się bydgoszczanom, że nie umieją pisać wniosków. Wykażemy , że tak nie jest. Będziemy także w stanie sprawnie dystrybuować informacje o poszczególnych obszarach, wsparcia do bydgoskiego biznesu. Na tym warto się skupić.

Rafał Bruski. Sam sprowokował wyeksponowanie jednego z negatywnych symboli jego prezydentury, czyli porażki wokół ZIT. Pytanie skierowane do Piotra Cyprysa zadał w taki sposób, że minął się z prawdą i nadział się na ripostę. Od wielu miesięcy oczywistym jest fakt, że Unia Europejska nie mieszała się do kreowania wizji dwumiasta B + T i absolutnie nie wymuszała takich rozwiązań jak wspólny ZIT. Świadczy o tym niezbicie odpowiedź na interpelację europosła Zwiefki skierowaną do Komisji Europejskiej w tej sprawie, która oświadczyła, że kształt obszarów funkcjonalnych powinien być oddolną decyzją zainteresowanych samorządów. "Do państw członkowskich należy określenie obszarów, na których te zintegrowane strategie zostaną zastosowane. To samo odnosi się do obszarów miejskich, gdzie zostanie wprowadzony plan zrównoważonego rozwoju miast." Osobnym skandalem jest fakt, że Platforma Obywatelska skrzętnie ukrywała tą odpowiedź od 20 sierpnia 2013 do maja 2014. Opinia publiczna została zapoznana z nią dopiero kilka tygodni po przyjęciu uchwały o wspólnym ZIT. Jak widać po obecnej wypowiedzi prezydenta Bruskiego, nawet jeszcze do teraz próbuje się zaprzeczać faktom.

20 sierpnia 2013 - odpowiedź KE w sprawie ZIT ukrywana była prawie przez rok.


Zatem konieczność wspólnego ZIT-u, to był szantaż wymyślony w partyjnych centralach PO w Toruniu i Warszawie, któremu postanowił się poddać prezydent Bruski i bydgoscy radni Platformy Obywatelskiej. Jeżeli ktoś na polecenie partyjnej centrali działa wbrew interesowi swojego miasta, to nie powinien być jego prezydentem. Cieszę się, że ta sprawa została wyeksponowana podczas debaty. Tylko czy jej obserwatorzy widzieli w ogóle o czym mowa? Może pojęcie o obszarach funkcjonalnych i o tym jak będzie działał wspólny ZIT mają podobne do pani Stawickiej? No to może warto powiedzieć to wyraźnie. Obszar funkcjonalny gmin bydgoskich powiązano siłą z obszarem funkcjonalnym Torunia i doprowadzono do tego, że przy każdej decyzji obowiązuje prawo weta prezydenta Torunia. Może dlatego władze Bydgoszczy nie chwalą się zbytnio inwestycjami z pakietu ZIT, bo mogłyby sobie zaszkodzić przed wyborami?

Marek Gralik wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Mówił bardzo jasno, spokojnie. Widać, że sprawy, o których mówił, ma przemyślane. Nie szukał rozwiązań na kartce. Mówił płynnie i z przekonaniem. Nie zaliczył moim zdaniem większej wtopy. Moim zdaniem jedna z trzech osób, które zaprezentowały się tego dania bardzo pozytywnie. Trzech? Cyprys, Gralik i ...

Anna Mackiewicz to nie jest ta trzecia osoba. Nie wypadła tego dnia najlepiej. Osoba, która przez wiele lat zasiadała w Radzie Miasta z pewnością ma sporą wiedzę na jego temat. Ale nie było tego za bardzo widać. Może to po prostu przemęczenie? Momentami miał problemy z poprawnym formułowaniem zdań. Kończyła przed czasem. Może przed taką debatą warto się porządnie wyspać? Myślę, że w kolejnych debatach zobaczymy zupełnie inną Annę Mackiewicz.

Marcin Sypniewski to właśnie ta trzecia osoba, która moim subiektywnym zdaniem zaprezentowała się podczas debaty z dobrej strony. Zręcznie posługiwał się postulatami, które są charakterystyczne dla KNP: niskie podatki, likwidacja opłaty targowej, nacisk na stwarzanie dobrych warunków do robienia biznesu, upraszczanie procedur, tanie państwo, tanie miasto. Był pewny siebie, uśmiechnięty, swobodny. Cieszę się, że pojawił się na samorządowej scenie Bydgoszczy i dość elokwentnie reprezentuje punkt widzenia pewnej części społeczeństwa. Na tym w końcu polegać ma demokracja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz