wtorek, 16 października 2018

Bydgoszczanie 4 lata temu nabrali się na Pawłowicza, a dostali w prezencie od PO ponownie Całbeckiego. Czy wyciągną wnioski?

Zaprawdę zadziwiające. Jak to się dzieje?

2007 rok. 

Bydgoska  PO kreuje na swojego lidera w Zarządzie Województwa Włodzisława Gizińskiego, a toruńscy iluzjoniści z kapelusza wyjmują posłusznego Edwarda Hartwicha i przez kolejne lata dzielą wojewódzkie miliardy bez nadmiernej ilości niewygodnych pytań.

 2014 rok.

Powtórka z rozrywki. Bydgoscy wyborcy, często uważający się za błyskotliwą inteligencję głosują masowo ponownie na PO i wybierają sobie do sejmiku doktora Pawłowicza, lokalny autorytet, człowieka z naprawdę dobrym charakterem do walki o interesy miasta. Ale toruńscy iluzjoniści z kapelusza wyciągają Zbigniewa Ostrowskiego, by ponownie dzielić wojewódzkie miliardy według swojego planu. Nie przejmują się zupełnie tym, że bardzo słabo to wygląda. Bydgoska PO rozdziera szaty i urządza medialną szopkę, ale nic to nie zmienia. Przez kolejne 4 lata Bydgoszcz jest skazana na chude lata.

Rok 2018.

Powtórka z rozrywki. Bydgoska PO wystawia do sejmiku Zbigniewa Ostrowskiego na jedynce, (dla tych, którzy nie mają pojęcia o niczym i potrafią rozróżnić jedynie szyld partyjny. Dwójką na liście jest Roman Jasiakiewicz. Pawłowicz nie da się zrobić ponownie w balona. Jasiakiewicz ma zrobić dobry wynik i wciągnąć jeszcze kogoś za sobą z niższego miejsca. Może sobie jako radny głosować nawet przeciwko ponownej kandydaturze Całbeckiego na marszałka i urządzać medialne szopki, ale to właśnie PO będzie dzięki niemu mogła tworzyć cały zarząd, poobdzielać kogo trzeba, żeby układ się domknął i w efekcie przez kolejne 4 lata strumień wojewódzkich miliardów będzie spokojnie sterowany przez dobrze funkcjonujący i zgodny toruński układ. Czy taki scenariusz jest możliwy? Tak, jest możliwy. Dziwię się, że Roman Jasiakiewicz zgodził się wzmacniać swoim nazwiskiem ten układ. Dziwię się jego naiwności, bo przecież taki stary wyga powinien zdawać sobie sprawę jak trybiki wyborcze zadziałają. Powinien wiedzieć jak działa ordynacja wyborcza i że oddane na niego głosy umocnią szkodliwy dla Bydgoszczy  układ. Być może jednak zdaje sobie z tego sprawę i odpowiada mu rola pokrzykującego  i miotającego się w mediach obrońcy Bydgoszczy. Bo taka rola przecież mu pozostanie - stery zostaną w innych rękach.

Dlaczego w wyborach do sejmiku bydgoszczanie nie powinni wspierać Koalicji Obywatelskiej (czyli PO) ? Od lat działa w PO ten sam mechanizm, który wynosi do władzy marszałka Całbeckiego, działającego jawnie na szkodę Bydgoszczy.

Warto przypomnieć sobie dobrze te mechanizmy. Opisałem to przed czterema laty, zaraz po kolejnym wyborze Piotra Całbeckiego na stanowisko Marszałka Kuj-Pomu, co stanowiło wyrok na Bydgoszcz, na kolejne 4 lata. Warto poświęcić chwilę, żeby sobie uświadomić jak kończy się oddawanie głosów na PO. Nawet gdy pojawi się jakaś silniejsza osobowość, mająca chęć powalczyć w Zarządzie Województwa o interesy Bydgoszczy to jest momentalnie odstrzelana przez partyjny walec PO. Tak odstrzelono Włodzisława Gizińskiego, tak odstrzelono doktora Pawłowicza, tak odstrzelony zostanie Jasiakiewicz wbrew temu co sobie dzisiaj wyobraża. Można powiedzieć, że bydgoszczanie 4 lata temu nabrali się na Pawłowicza, a dostali w prezencie od PO ponownie Całbeckiego. Czy wyciągną wnioski? Czy teraz nabiorą się na Jasiakiewicza i w efekcie oddadzą ponownie władzę Całbeckiemu? Kto będzie robił za "bydgoską" marionetkę w nadchodzącej kadencji? Prawdopodobnie Zbigniew Ostrowski. Już pokazał, że nie ma dla niego znaczenia co o nim myślą i mówią koledzy z Bydgoszcz? Jak to w ogóle możliwe, że ponownie staruje z bydgoskiej PO a nie z toruńskiej listy? Ciekawe czy wyborcy zadają sobie w ogóle pytanie kto układa bydgoskie listy, skoro na jedynce wystawiany jest Zbigniew Ostrowski?  To jest normalnie szopka.

Cztaj więcej: 
Kujawsko-Pomorskie zaczęło pękać 7,5 roku temu. Giziński > Hartwich > Ostrowski.

Przed 4 laty tak się skończyło głosowanie na Pawłowicza. Toruńskie PO okazało się bezwzględne, gdy chodziło o spokojne wydawanie kilku miliardów PLN z wojewódzkiej kasy przez 4 lata:

"Dzisiaj w tej roli politycznej marionetki ma odgrywać Zbigniew Ostrowski, ale reguły gry się nie zmieniły. Ustala je udzielny książę Całbecki. Wie on dokładnie, że lepiej postawić sprawę na ostrzu noża i przeczekać medialną zadymę, żeby mieć potem przez 4 lata święty spokój. Nikt z Zarządu Województwa (czyli ścisłego grona decydującego o sposobie wydatkowania kilku miliardów PLN) nie będzie zadawał mu niewygodnych pytań przez 4 lata. I o to chodzi. Z jego punktu widzenia gra z pewnością jest warta świeczki."

Czy bydgoszczanin będzie mądry po szkodzie? Jedyna szansa na zmianę układu sił w sejmiku to porażka PO. To oczywiście nie gwarantuje uczciwego zarządzania regionem, ale zmiana przynajmniej daje na to szansę. Czy bydgoszczanie wykorzystają tą szansę? Zobaczymy. Zyczę bydgoszczanom wyborów, których nie będą żałowali.

czytaj teź:
Same konkrety, czyli dlaczego warto iść na wybory.

poniedziałek, 15 października 2018

Same konkrety, czyli dlaczego warto iść na wybory.

W ostatnich miesiącach jestem trochę wyłączony ze śledzenia wszystkich lokalnych newsów, dlatego łatwiej mi dzisiaj odciąć się od tej ulotnej perspektywy przedwyborczej, wynikającej z tego co kto akurat powiedział i kto komu mocniej dokopał. Patrzę na interesujące mnie w Bydgoszczy kwestie bardzie długofalowo i w ich kontekście zdecyduję jak głosować.

1. Bydgoszcz jest podobno miastem na wodzie. Jednak 550 metrów od mostu prowadzącego na Stary Rynek bulwary przestają być oświetlone i zadbane. Pod koniec 2016 roku biegając naszym bulwarem w samym centrum miasta, w panujących tam ciemnościach skręciłem sobie nogę. Do biegania wróciłem po 2 miesiącach przerwy. Biegam tam regularnie, bo to jest unikalne miejsce. Trasa prowadzi pod kolejnymi mostami, nie ma stania na światłach, piękna przyroda, fantastyczne widoki. Nie mogę przestać kochać tego kawałka miasta, mimo, że jest tak zaniedbany. Słyszeliśmy deklarację przebudowy bulwarów. Poza krótkim odcinkiem w okolicach mostu Uniwersyteckiego nie wyremontowano jednak ani kawałka bulwarów. To ogromne rozczarowanie. Miasto podobno stawia na kontakt z wodą i tej wody pełne są miejskie plany. Na papierze. Ale wystarczy przejść się wieczorek bulwarami 550 metrów na wschód od Starego Rynku, żeby znaleźć się w egipskich ciemnościach, a dziurawym, niebezpiecznym chodniku. Turysta chcący wieczorem zwiedzić miasto nawet nie dojdzie tym bulwarem do ładnie prezentującego się nowego, oświetlonego mostu Uniwersyteckiego, bo ze strachu zawróci. To są konkrety. Nie pasują do pięknych opowieści.
Biega tamtędy około tysiąca ludzi według logów samej aplikacji Strava.com

W centralnym odcinku tego odcinka specjalnego wieczorami panują egipskie ciemności.
Zamiast tego screen mógłbym wstawić wieczorne zdjęcie z centralnego odcinka tej trasy, zaraz za mostem koło Ronda Jagiellonów, ale była by to czarna plama. Tak dbamy o naszą wizytówkę. Brak remontów to jedna sprawa, a nie działające przez całe miesiące lampy do druga, jeszcze bardziej prozaiczna.


2. Inwestycje prowadzone w Bydgoszczy nie przystają do budżetu miasta, które w skali 8 lat (dwóch kadencji samorządowych) miało łącznie budżety przekraczające 10 miliardów złotych. Jeżeli konkretem ma być budowa miejskiej ślizgawki za kilkadziesiąt milionów złotych to widać, że miasto nie ma się czym pochwalić. Zapomniano tam nawet o wybudowaniu trybun, żeby czasami nie mógł rozwinąć się w Bydgoszczy profesjonalny hokej. Nasza rzeczywistość to obiekty bez trybun ( z Astorią też była afera z brakiem wystarczającej ilości miejsc na trybunach), mosty bez chodników, sieć tramwajowa bez awaryjnych alternatyw, dworzec z za niskimi peronami, skrzyżowania płaskie ze światłami, zamiast bezkolizyjnych węzłów znanych z lepiej zarządzanych miast. To są konkrety. Budujemy mało, bez wizji, z funkcjonalnymi wadami praktycznie każdej inwestycji. Ilość bezkolizyjnych węzłów zbudowanych w ostatnich latach jest bliska zeru. Podobne inwestycje jak te dominujące w Bydgoszczy można znaleźć w wielu miasteczkach powiatowych. Te okazałe i ambitne inwestycje funkcjonują tylko na papierze. Papier przyjmie wszystko.


3. Upadek bydgoskiego sportu. Upadek jednej z najbardziej popularnych dyscyplin sportu profesjonalnego mógłby być uznany jako przykry przypadek. Jednoczesny upadek ligowej piłki oraz ligowego żużla świadczy o tym, że bydgoski sport przeżywa spory kryzys. A te dyscypliny sportu miały być naszą wizytówką według deklaracji prezydenta z poprzednich wyborów. Jak widzę w mediach społecznościowych, fani żużla zdają sobie sprawę z tego, że obietnice prezydenta, który przez 8 lat nic konkretnego nie zrobił w sprawie przebudowy ich stadionu nie są wiele warte. Który Rafał Bruski jest prawdziwy? Ten który przez całą kadencję rozmawia i nic nie robi, czy ten Rafał Bruski, który z wyborczym  nożem na gardle łasi się do kolejnych rozczarowanych grup społecznych? Warto zadać sobie pytanie, który z prezydentów jest prawdziwy. Co realnie zrobi dla bydgoskiego sportu przez kolejne 4 lata? Najbardziej prawdopodobne jest, że zrobi dokładnie to samo co przez poprzednie lata.

4. Fotografowanie się prezydenta Rafała Bruskiego na tle bydgoskiego dworca PKP wyremontowanego za pieniądze rządowe świadczyć może co najwyżej o tym, że obecny prezydent uważa bydgoszczan za debili. Konkretem jest to, że dworzec jest jednym z ostatnich w Polsce z grona największych dworców kategorii A, które zostały wyremontowane oraz, że ma zbyt niskie perony przylegające do dworca wyspowego. Kto miał okazję korzystać i wyskakiwać z pociągu to przyzna, że takie perony nie są dla podróżnych komfortowe, obojętnie co sądzą na ten temat przepisy czy konserwatorzy zabytków. Zabytki nie muszą być niepraktyczne, co pokazano choćby podczas remontu dworca PKP w Toruniu.

5 Transport zbiorowy w Bydgoszczy jest wolny, a sieć tramwajowa podatna na zablokowanie, nie posiada dróg alternatywnych na wypadek awarii. Ciągle nie stosuje się w mieście tramwajów dwukierunkowych. W ostatnim roku doszło do trwałego zablokowania linii tramwajowej na Babiej Wsi. To jeszcze pogorszyło sprawę. Budowa torowiska tramwajowego w  ciągu ulicy Kujawskiej jest opóźniona. Cały górny taras stracił bezpośrednie skomunikowanie tramwajami z centrum miasta. W mojej ocenie taka sytuacja jest niedopuszczalna. Władze naszego miasta odrzucają konsekwentnie pomysły stworzenia super szybkiej alternatywy komunikacyjnej pomiędzy zachodnimi dzielnicami miasta a Bartodziejami i Fordonem przy wykorzystaniu istniejących linii kolejowych. Faktem jest dwukrotne odrzucenie przez grupę radnych koalicyjnych związanych z prezydentem wniosku opozycji o wykonanie studiu wykonalności Szybkiej Kolei Miejskiej dla miasta Bydgoszczy. Prezydent podobno obecnie, przed wyborami zadeklarował chęć jego wykonania. Warto zadać sobie pytanie, który z prezydentów jest prawdziwy, ten który obiecuje zmianę z wyborczym  "nożem na gardle", czy ten którego znamy z niechęci do kolei przez całą resztę dwóch 4-letnich kadencji? Prawdopodobnie to sam co przez minione 8 lat, a nie ten przystrojony w wyborczy uśmiech i wyborcze obietnice. Problemy naszego systemu transportowego zaczynają się od faktu, że decydenci z niego nie korzystają. Jeżdżą samochodami bez głębszej refleksji, że jak wszyscy pewno dnia zrobią to samo, to miasto stanie w jednym gigantycznym korku. Na razie robią wiele, żeby uprzykrzyć życie ludziom usiłującym korzystać z transportu zbiorowego.Wykorzystanie pociągów jeżdżących i tak przez miasto nie musi być drogie, wystarczy się dogadać, żeby posiadacze bydgoskich "sieciówek" mogli swobodnie wsiadać  do pociągów kiedy im to pasuje. To jest proste, w wielu miastach działają takie systemy taryfowe od lat. U nas niedasie. Kolejne 8 lat niedasię. Zawsze gdy widzę Elfa śmigającego z Bydgoszcz Wschód na Dworzec Główny w 8-9 minut, to żal mi, że bydgoszczanie nie mogą z tego swobodnie korzystać. Przecież za ich pieniądze remontowano stacje Bydgoszcz Wschód, Bielawy, Błonie, Leśną. Zawsze gdy widzę w Bydgoszczy Elfa to myślę o prezydencie Bydgoszczy, który zablokował wykorzystanie tego ultra szybkiego środka transportu przez fakt, że trzeba za to osobno płacić. W innych miastach dawno udało się zrealizować takie zintegrowane systemy. Często informacje o kolejnych miastach to oferujących wrzucałem na tego bloga czy profil SKM Bydgoszcz na Facebooku, który polubiło około 1500 osób w krótkim czasie po jego stworzeniu bez żadnej płatnej promocji. Jest sporo ludzi, którzy chcieli by tracić mniej czasu na przemieszczanie się po mieście.

6. Remonty chodników w centrum. Na nic się zdała aktywność obywatelska w przypadku chodnika przy ulicy Mazowieckiej, przy której mieszkam. W 2017 roku mieszkańcy zdecydowali, że w ramach Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego chcą remontu tych zapuszczonych i dziurawych chodników. Mamy już październik 2018 i nie widzę żadnej ekipy zabierającej się choćby za remont tego chodnika. Czuję się oszukany. Nikt nie namówi mnie na udział w kolejnych edycjach BBO lub ich promowanie. Ten konkurs to pewien rodzaj umowy społecznej. Miasto chce zaangażować mieszkańców, wciągnąć ich w procesy decyzyjne, ale potem zwycięskie inwestycje zobowiązuje się zrealizować. Czuję się oszukany i nie mam zamiaru brać w tej szopce udziału ponownie. Czy podobne doświadczenia mają inni bydgoszczanie? Ile jest w śródmieściu chodników w fatalnym stanie? Ile inwestycji z BBO nie zostało w ogóle ruszonych? Nie mam takiej wiedzy. Ale wiem jak potraktowano chodniki na  Mazowieckiej. Pisałem w tej sprawie do ZDMiKP i nie otrzymałem odpowiedzi. To też przykre. E-mail od zwykłego bydgoszczanina jest bez znaczenia. Dopiero gdy sprawa nabiera medialnego rozgłosu, to się wszyscy sprawą interesują. Tak działa to miasto. Nie ma problemu w mediach, to nie ma problemu w ogóle, a ludzie łamią sobie nogi w XXI wieku na bydgoskich chodnikach.



Ten chodnik miał być wyremontowany w ramach BBO 2017. Ciągle wygląda właśnie tak.



7. Obecne władze nie szanują czasu mieszkańców. Jeżeli bydgoszczanie stoją w korkach spowodowanych przebudowami, to tracą czas. Ile on jest wart? Można to policzyć. Jeżeli z powodu prowadzonych bez głowy, przeciągających się remontów lub źle zaprojektowanej sieci drogowej i transportu zbiorowego każdy z 350 tysięcy bydgoszczan straci średnio 15 minut dziennie, to razem stracimy 87,5 tysiąca godzin dziennie. Licząc 22 dni robocze stracimy łącznie 1 milion 925 tysięcy godzin w miesiącu. Ile warta jest godzina życia? Jak to zmierzyć? Najprościej licząc po stawce za którą pracownicy sprzedają swój czas pracodawcy.  Dla kogoś to może być 15 zł za godzinę , dla kogoś innego 200 zł /h albo więcej (tych jest niewielu). Przyjmijmy na roboczo średnio 20 zł za godzinę czasu bydgoszczanina.

Można zatem szacować, że przez źle zarządzaną sieć transportu zbiorowego oraz złe zarządzanie procesami remontowymi  

tracimy około 40 milionów złotych miesięcznie. 

Nikt na te straty nie zwraca większe uwagi, bo to jest strata zbiorowa. Każdy traci po kilka, kilkanaście godzin miesięcznie. Ale mi osobiście ich bardzo szkoda. Wolałbym je wykorzystać w inny sposób. Po zmianach komunikacji związanych z wprowadzeniem tramwaju do Fordonu mój czas dojazdu do pracy wydłużył się jakieś 10-15 minut w każdą stronę.  Kiedyś dojeżdżałem jednym autobusem 83, obecnie muszę jeździć z przesiadkami. Te 10-15 minut straty jest w przypadku, gdy sieć tramwajowa nie jest zablokowana. Gdy jest zablokowana to oczywiście znacznie więcej. Czy w skali 40 milionów traconych przez bydgoszczan co miesiąc nie warto byłoby wynegocjować z przykładowym właścicielem tartaku rynkowej ceny za jego grunt i wykonać inwestycję w terminie? No tak, przecież tych 40 milionów nikt nie dostrzega. Każdy stoi sobie mniej lub bardziej cierpliwie w korku, ponarzeka sobie i w końcu kiedyś przejedzie. Ja uważam, że trzeba walczyć o szybkość przemieszczania się po mieście, zwłaszcza gdy jest ono rozwlekłe w osi wschód - zachód na ponad 30 kilometrów. Ja nie widzę tej walki, a co za tym idzie nie widzę tu szacunku dla mieszkańców, którym korki uprzykrzają życie.
Tworzenie zakorkowanego miasta nie służy też jego rozwojowi z punktu widzenia gospodarki, w której przemieszcza się towary lub dojeżdża do klienta na wykonanie usługi. Walka o sprawnie działające miasto w mojej ocenie jeszcze się w Bydgoszczy nawet nie zaczęła. Na razie zmierzamy wielkimi krokami do transportowej katastrofy. Jej skutki będą coraz bardziej odczuwalne z każdym rokiem, z każdym byłym pasażerem komunikacji miejskiej, który nie wytrzyma i przesiądzie się do samochodu zajmującego kilka metrów kwadratowych miejskiej przestrzeni. Nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że trasa Uniwersytecka nie przechodzi bezkolizyjnie pod ulicą Wojska Polskiego, dlaczego Tramwaje nie pojadą bezkolizyjnie pod Rondem Kujawskim na poziomie minus jeden, skoro nawet naturalnie ukształtowanie terenu sprzyja takim rozwiązaniom. Będziemy się męczyć z tymi bublami przez kilkadziesiąt lat wspominając czasy bydgoskiego dziadostwa panujące na początku XXI wieku, w okresie największych dotacji unijnych. Po prostu wstyd.


8. Bydgoszcz ciągle nie potrafi skutecznie przyciągać dofinansowania. W obecnym rozdaniu mieliśmy we władzach samorządowych województwa Platformę Obywatelską oraz za sterami Bydgoszczy prezydenta wywodzącego się z tej samej partii. To nie pomogło w skutecznym pozyskiwaniu środków na inwestycje. Można odnieść wrażenie, że ciągle nie wiemy kiedy o co się starać. Kiedy w Polsce powstawały wielkie muzea jak choćby zbudowane we Wrocławiu z rozmachem i pomysłem Hydropolis, czy rożne "Koperniki" Bydgoszcz nie miała czytelnego, dobrze  opracowanego pomysłu do realizacji. Młyny Rothera do dziś stoją puste. To są konkrety. Okazało się, że w obecnej perspektywie finansowej kasa w worku z takimi atrakcjami została odcięta. Tak działa UE. Trzeba czuć pismo nosem. Nie czujemy chyba ciągle tego blusa. Bydgoszcz nadal nie ma nawet czytelnego pomysłu, co chciałaby zrobić. W ciągle ósmym co do wielkości mieście w Polsce trudno znaleźć miejską inwestycję zrealizowaną z dużym rozmachem, która mogłaby być rzeczywistym powodem do dumy, która by nas wyróżniała. Z wielu rzeczy zbudowanych w Bydgoszczy przez poprzednie pokolenia możemy być dumni. Z czego będzie mogło być dumne nasze pokolenie? Ze ślizgawki bez trybun? Odnoszę wrażenie, że marnujemy czas i ciągle nie wykorzystujemy potencjału naszego miasta.

9. Sieć dróg dla rowerów nie rozwija się w Bydgoszczy tak sprawnie jak w innych miastach :



Dlaczego nasza sieć DDR jest tak słaba w porównaniu do najlepszych? Czy nie mając sieci DDR zachęcimy bydgoszczan do aktywnego trybu życia i przemieszczania się po mieście w ten ekologiczny sposób? Czy to będzie dla nich bezpieczne? Nasze miasto nie potrafi zrealizować nawet tak ważnych punktów z punktu widzenia sieci DDR jak wiadukt nad "węglówką" na Fordońskiej na Siernieczku. Trzeba tam ciągle rowery wnosić po stromych schodach, a wystarczyły by podjazdy po obu stronach. Tym sposobem jeden potencjalnie ciekawy ciąg transportowy jest przerwany przez tą barierę architektoniczną. Może ktoś powie, że wpisano to do jakiś miejskich planów. OK, ale mija kolejnych 8 lat, a problem nadal pozostaje nierozwiązany. Nie udało się  w Bydgoszcz zrealizować płynnego przejazdu dla rowerów na bulwarach przy Mostach Solidarności w okolicach Śluzy Workowej. Tam też trzeba ciągle nosić rowery po schodach. To jest za trudne dla obecnych władz. Takie proste sprawy pokazują podejście do projektowania przestrzeni publicznych miasta.


W świetle tych faktów nie zamierzam głosować na obecnego prezydenta oraz elity z nim związane i z nim współpracujące. W mojej ocenie każda zmiana stanowi szansę na lepsze czasy dla miasta. Zmiana nie gwarantuje poprawy, ale daje na nią szansę. Pozostanie przy obecnej władzy  dla mnie oznacza, że przez kolejne 4 lata Bydgoszcz nie ma szansy zmieniać się w miasto moich marzeń. Nie chcę przez kolejne 4 lata obserwować konsekwentnego powiatowienia Bydgoszczy.  


 Dlatego pójdę na wybory i zachęcam do pójścia na wybory szczególnie osoby zniechęcone do głosowania niską jakością wybieranych przez nas elit miejskich i niską jakość publicznej debaty towarzyszącej wyborom samorządowym.  Jeżeli nie widzicie siebie głosujących na jedną z dużych, znanych partii politycznych, to zachęcam was do oddania swoich głosów na mniejsze komitety. One mają nowych ludzi  którzy mogą wnieść trochę świeżości do naszego miejskiego i wojewódzkiego samorządu.

Z ramienia bydgoskiego komitetu zielonych startuje na przykład do sejmiku województwa Daniel Kaszubowski. Jego kandydatura jest mi bardzo bliska, bo od lat działa on na rzecz powstania Bydgoskiej Kolei Dojazdowej, projektu bardzo zbliżonego do bydgoskiej SKM-ki, której promowaniu poświęciłem kiedyś kawałek swojego życia. Te projekty z zasadzie najbardziej różnią się nazwą (pozdrawiam przy tej okazji Daniel). Myślę, że sam udział Daniela w wyborach i jego udział w debatach sporo wnosi do sprawy. Zyczę mu powodzenia. Informacje o nim znajdziecie bez trudu na Facebook. Wielu ludzi skazuje mniejsze komitety wyborcze z góry na porażkę. Ale istnieje ogromna liczba wyborców, którzy ciągle rezygnują z udziału w wyborach twierdząc, że i tak nic się nie zmieni. Stanowią oni prawie połowę populacji wyborców. I ciągle nie uświadamiają sobie swojej siły oraz jej nie używają. Szkoda.

Bydgoszcz może się zmienić, ale do tych zmian potrzebna jest właśnie wasza aktywność wyborcza. Jeżeli pozostaniecie bierni, to szansa na zmiany jest bliska zeru, bo partyjny elektorat jest relatywnie stabilny. Do zmian potrzebna jest większa aktywność wyborców. Podaj dalej jeżeli masz kogoś kto nie chodzi na wybory. Może go przekonasz.

niedziela, 14 października 2018

Dlaczego nie startuję w wyborach?

W nadchodzących wyborach nie będę startował w wyborach samorządowych. W kilku zdaniach chciałbym napisać dlaczego. Tą wypowiedź w szczególności adresuję osób, które 4 lata temu oddały na mnie swój głos w wyborach.

W poprzednich wyborach Stowarzyszenie Metropolia Bydgoska postanowiła wystawić kandydatów na listach wyborczych we wszystkich okręgach miasta. Miałem zaszczyt stać na czele jednego z nich. Kierowała nami troska o Bydgoszcz oraz chęć stworzenia alternatywy dla systemu partyjnego, który niestety ciągle mocno trzyma się w Bydgoszczy. Nie udała nam się sztuka sforsowania 5% progu wyborczego, chociaż byliśmy blisko tej granicy. Działaliśmy w oparciu o własne, prywatne, a więc mocno ograniczone środki finansowe, kosztem pracy zawodowej i rodzin. Działaliśmy w miarę możliwości w terenie, a także w mediach społecznościowych.
Myślę, że nie osiągnęliśmy naszego celu przede wszystkim ze względu na ogromną dysproporcję możliwości finansowych pomiędzy nami a komitetami dużych sejmowych partii. Popełniliśmy również szereg błędów, które wynikały z braku w pełni profesjonalnego wsparcia kampanii, co przecież także słono kosztuje.

Niemniej jednak swoją ofertę złożyliśmy bydgoszczanom. Na miarę swoich możliwości przedstawiliśmy własną wizję Bydgoszczy. W mojej ocenie to właśnie te możliwości okazały się zbyt małe, a zasięg prowadzonej kampanii ograniczony. Wierzę w to, że ta oferta była i cały czas jest, ciekawa, jednak finansowe i organizacyjne możliwości stowarzyszenia nadal nie pozwalają skutecznie dotrzeć z tym przekazem do wyborców. Z tego względu ponowne prowadzenie kampanii wyborczej mogłoby być tylko stratą prywatnych pieniędzy i czasu.


4 lata temu nie udało się wprowadzić nam do Rady Miasta ani jednego radnego, zatem nie pozostało nic innego jak uszanować wynik wyborów. Ja rozumiem w ten sposób demokrację, że władzę  razem z odpowiedzialnością za tempo rozwoju miasta przejmują wygrani. Czasami jesteśmy świadkami sytuacji gdy rządzące ugrupowanie przejmuje i realizuje pomysły opozycji. W sprawach związanych siecią transportu zbiorowego kontaktowały się ze mną osoby związane z opozycją działającą w Radzie Miasta. Niestety próby realizacji tych postulatów nie przyniosły rezultatu.

Sprawny transport zbiorowy w Bydgoszczy nie przestał mnie obchodzić, jednak nie jestem osobą, która lubi latami walić głową w mur. Stare przysłowie mówi: "głową muru nie przebijesz". Jeżeli w przyszłej Radzie Miasta większość będą stanowiły osoby chcące zmienić podejście do organizacji transportu zbiorowego, jeżeli prezydent miasta będzie zainteresowany zmianami funkcjonowania transportu zbiorowego, to społeczna praca włożona w analizy systemu transportowego i dokumentów transportowych miasta i regionu być może zacznie mieć większy sens.

Gdy patrzę na tego bloga, to widzę że teksty, które powstawały kilka lat temu niewiele straciły na aktualności. Opisywane w nich problemy często pozostały nie ruszone od wielu lat. Najbardziej boli mnie ilość czasu bezpowrotnie traconego przez bydgoszczan na powolne przemieszczanie się po mieście. Wizyty w innych dużych miastach polski są dla mnie zawsze bardzo trudne, bo wtedy widać, że zmarnowaliśmy wiele lat ,podczas gdy inni usprawniali swoje systemy transportowe. Jest mi przykro, że w nasze miasto konsekwentnie powiatowieje. W wielu aspektach miejskiej egzystencji. Bydgoszcz potrzebuje nowych, ambitnych elit. Trudno w tej chwili przewidzieć czy w Bydgoszczy i we władzach kuj-pomu dojdzie do zmiany.

Ja oddam mój głos na zmianę.


W zasadzie powinien podziękować prezydentowi Rafałowi Bruskiemu, bo wyleczył mnie z zaangażowania w sprawy miasta.

Dlaczego wycofałem się z publikowania tekstów na tym blogu? Z kilku powodów. Najważniejszy był jeden. Po pierwsze nie było widać jakichkolwiek efektów tej pracy. Kiedyś myślałem, że w sferze publicznej debaty dyskutuje się na temat tego co jest najlepsze dla rozwoju miasta. To nie jest prawda. W mojej ocenie wiele naszych postulatów, nawet tych dobrze podpartych argumentacją nie doczekało się rzetelnej analizy. Były i są konsekwentnie ignorowane. Procesy konsultacji w mojej ocenie dalekie są w Bydgoszczy od rzetelności. Ich celem nie jest poszukiwanie najlepszych rozwiązań. Jest obowiązek to robimy konsultacje i odfajkowane. Na końcu pojawia się pytanie po co tracić czas na taką zabawę?


Słyszałem takie opinie, że przed czterema laty kampania Metropolii Bydgoskiej była za bardzo merytoryczna. Być może to prawda. Gdy patrzę na obecną kampanie, to stosunkowo mało w niej merytorycznych treści. Sporo brutalnej politycznej walki. Mało miejsca zostało na Bydgoszcz. Ci wielcy, którzy ją prowadzą podzielą między siebie mandaty. Oby ten podział przyczynił się do rozwoju miasta i wzrostu poziomu życia ludzi. Tego na końcu w dłuższej perspektywie życzą sobie mieszkańcy.

Mi jest przykro, że tak mało dyskusji o Bydgoszczy. Jestem jednak  zadowolony z faktu, że 4 lata temu poprosiliśmy bydgoszczan o głosy. Gdybyśmy nie złożyli bydgoszczanom swojej oferty to czułbym się z tym gorzej. Bydgoszczanie wybrali 4 lata temu największe partyjne komitety wyborcze, które dominowały na wyborczych bilbordach i od lat stanowią duże, przewidywalne marki na politycznym i samorządowym rynku. W innych miastach udało się przebić kilku pozapartyjnym komitetom. Być może zabrakło nam dodatkowych głupich kilkuset tysięcy złotych na w pełni profesjonalną i skuteczną, nachalną kampanię.

W efekcie poprzednich wyborów bydgoszczanie otrzymali Radę Miasta i władze województwa na miarę swoich preferencji wyborczych. Jeżeli są zadowolenie z efektów, to gratuluję. Ciągle jednak słyszę sporo narzekania na zbyt duży poziom głupoty, przekupstwa, prywaty w naszych władzach.

Chciałbym żyć w innym świecie, w którym o problemach miasta rozmawia się w inny sposób. Chyba nie pasuję do tego naszego świata.

Czy Bydgoszcz dobrze wykorzystała ostatnie 4 lata? W mojej ocenie słabo. Mam nadzieję w tym tygodniu napisać dlaczego tak uważam. Same konkrety.

 No i tekst już jest
Same konkrety, czyli dlaczego warto iść na wybory.