Mamy nowy rekord generacji energii elektrycznej w Polsce z odnawialnych źródeł energii.
Dotychczasowy godzinowy rekord padł 9 kwietnia 2021, kiedy to w czasie 1 godziny z elektrowni wiatrowych pozyskaliśmy 5.2 GWh energii a ze słońca 2.615 GWh. Łącznie dało to 7.816 GWh energii, co do dzisiaj było rekordem Polski.
Nowy godzinowy rekord OZE - 7.913 GWh
Dzisiaj, 21 lutego 2022 o godzinie 14:35 Polskie Sieci Energetyczne podały dane dotyczące generacji energii z wiatru i słońca pomiędzy godziną 13-tą a 14-tą. Wyniki:
- elektrownie wiatrowe: 6.616 GWh
- eketrownie fotowoltaiczne 1.297 GWh
- suma - 7.913 GWh.
Gdy dodamy generację z elektrowni na biomasę 231 MWh oraz 295 MWh z elektrowni wodnych, to generecja z odnawialnych źródeł w Polsce w najlepszych, rekordowych godzinach przekracza już
8.4 GWh.
Myślę, że tej wiosny przekroczona zostanie bez problemu granica 10GW mocy z polskiego OZE.
Wiadomo było, że moc polskiego OZE wzrosła od tego czasu o około 30%. Wiadomo byłu, że wiosna będzie pełna kolejnych rekordów generacji OZE. Ciekawe, że już w lutym zabieramy się za bicie nowych rekordów.
Coraz wyższe moce OZE cieszą, bo pozwalają nam zmniejszyć emisję CO2 do atmosfery a co za tym idzie pozwalają uniknąć opłat za emisję tego gazu cieplarnianego. W naszym kraju toczy się intensywna debata, kto/co odpowiada za tak wysokie rachunki za energię. Przy okazji bicia kolejnego rekordu OZE warto zauważyć, że generacja zielonej energii jest orężem do walki z wysokimi cenami energi.
Rekord sumarycznej generacji OZE w styczniu.
Wysoka godzinowa generacja to chwytliwy temat, ale bardziej wartościowa jest wysoka suma wygenerowanej energii w dłuższej perpektywie czasowej. W tym kontekście warto zauważyc, że styczeń 2022 roku był absolutnie rekordowym miesiącem pod względem sumarycznej generacji z OZE. W tym okresie udało się wyprodukować 2665 GWh energi z wiatru i słońca. (głównie z wiatru 2531 GWh).
Dotychczasowy rekord nakręcony został w Polsce w październiku 2021 roku i wynosił 2145 GWh. Został zatem pobity od razu o ponad 24%. Zeszłoroczny boom na fotowoltaikę nakręcony został decyzją o zamknięciu formuły prosumenta dla nowych chętnych oraz przez skokowy wzrost cen energii. Ciągle dochodzą nowe wiatraki, mimo, że reguła 10H mocno zamroziła ten rynek inwestorom.
Energetycy raczej nie lubią OZE. Dla nich to jest realny problem do rozwiązania. Rozumiem ich. Łatwiej odpalić stabilne, węglowe bloki niż gimnastykować się w celu zapewnienia stabilności parametrów sieci i jej bezpieczeństwa. To nie jest łatwe. Wiemy jednak, że energetyka oparta na węglu na dłuższą metę będzie robiła się coraz droższa. Opłaty za emisję CO2 mogą tylko rosnąć. Dlaczego?
Nie ma innej możliwości. CO2 jest szkodliwym produktem rekcji spalania paliw kopalnych, z którym nie ma co zrobić. Co robimy gdy pojemnik na odpady przy naszym domu okazuje się za mały? Zamawiamy większy. Kto bogatemu zabroni. Problem z CO2 jest jednak trudniejszy do rozwiązania. Atmosfera wokół ziemi, którą nasz nowożytna cywilizacja traktowała od półtora stulecia jak darmowy śmietnik nie jest w stanie bezkarnie wchłonąć kolejnych miliardów ton CO2. Karą jest wzrost temperatury globu, co niedługo spowoduje utratę przez ludzkość kolejnych terenów nadających się do uprawy żywności i do życia w ogóle. Migracje klimatyczne przerodzą się w wojny klimatyczne o pozostałe części świata zdatne do życia.
Mając tą świadomość człowiek wprowadza opłaty za ten "podniebny śmietnik" mające skłonić ludzkość do rozpoczęcia transformacji energetycznej, która nie będzie się opierała na węglu. Im bliżej będziemy klimatycznej katastrofy tym bardziej będą rosły ceny za emisję CO2. To jest logiczne. W tym sensie traci na znaczeniu dyskusja w jakim stopniu polityka klimatyczna UE przyczynia się do wysokości naszych rachunków. Ja nie mam wątpliwości, że brudna energia powinna być droga, bo ludzkość w przeciwnym razie nie zacznie redukować śladu węglowego i sama zniszczy swoją planetę.
Mnie nurtuje raczej pytanie co konkretnie możemy zrobić, żeby skutecznie redukować nasz ślad węglowy, który nas tak drogo kosztuje. Nie jest trudno policzyć, że wspomniane 2.6 TWh zielonej energii wyprodukowane w Polsce w styczniu spowodowało, że wyprodukowaliśmy o tyle samo mniej brudnej energii z węgla.
- Efektem wyprodukowania 1 kWh energii z węgla jest w Polsce 820 gr CO2;
- Efektem wyprodukowania 1 kWh energii ze słońca jest w Polsce 45 gr CO2;
- Efektem wyprodukowania 1 kWh energii z wiatru jest w Polsce 11 gr CO2.
Vestas - jeden z największych producentów turbin |
Zatem wyprodukowanie w styczniu 2.531 TWh z wiatru i 134 MWh ze słońca przekłada się na 2.15 miliona ton oszczędności CO2. To powoduje, że przy średniej 90 Eur za tone CO2 wydaliśmy w styczniu mniej o 193 miliony Euro czyli mniej o 870 milionów PLN. Sporo.
Prawie miliard PLN w 1 miesiąc.
To jest prawie miliard PLN, który stanowi zysk wszystkich konsumentów energii w Polsce, bo niższe koszty produkcji przeładają się w efekcie na niższą średnią cene prądu w hurcie. Gdy śledzi się ceny energi na giełdzie to widać wyraźnie, że one spadają gdy zaczyna dobrze wiać lub świecić słońce. To jest powód dla którego zielona energia powinna być lubiana przez polaków. Jeżeli dobra produkcja z OZE występuje w godzinach szczytowych, to w ogóle bingo, bo unikamy odpalania najgorszych i najdroższych elektrowni w kraju. A system jest tak pomyślany, że cenę energii na rynku wyznacza właśnie ta najdroższa aktualnie używana.
Warto też powtarzać, że sprzedaż praw do emisji CO2 nie trafia gdzieś do Unii, tylko trafia do dyspozycji naszego rządu, który może te pieniądze wydać na zieloną transformacje źródeł generacji oraz dostosowanie sieci do nowej rzeczywistości.
Zasadnicze pytanie jest takie: czy optymalnie wykorzystujemy fundusze na zieloną transformację. Branża wiatrakowa ciągle czeka na złagodzenie zasady 10h, która prawktycznie zablokowała większość lądowych inwestycji. A przecież wiele farm wiatrowych może powstać za pieniądze prywatnych polskich inwestorów. Rząd nie musi wcale wydawać miliardów na wiatraki. Inwestorzy stoją w blokach i tylko czekają na zielone światło. Albo inwestują polski kapitał w wiatraki za granicą, gdzie znajdują sprzyjające warunki do inwestowania. Szkoda tego potencjału.
Szkoda też potencjału polskiej fotowoltaiki, który zostanie zahamowany od kwietnia. Uważam, że likwidacja opcji prosumenta jest przedwczesna. To nie fotowoltaika jest największym problemem naszego systemu energetycznego. Przynajmniej tak wskazują liczby.
W praktyce maksymalna generacja z elektrowni wiatrowych w Polsce przekracza już 6.6 GW mocy. Maksymalna moc generowana ze źródeł fotowoltaicznych jeszcze nigdy nie przekroczyła w Polsce 3.5 GW. Struktura naszej fotowoltaiki jest taka, że dominują inwestycje prosumentów, którzy w praktyce rzadko wysyłają do sieci więcej niż 50% swojej energii w ujęciu statystycznym. Włączenie się kolejnych prosumentów do sieci nie spowodowałoby skokowej zmiany w systemie. To raczej wiatr odpowiada za większą zmienność, bo elektrownie wiatrowe oddają moc w całości do sieci.
Mam na myśli oczywiście moc fotowoltaiki wysłaną do sieci. Ile łącznie wytwarzają instalacje prosumentów tego nikt nie jest w stanie zmierzyć. Poszczególne osoby mogą sobe to obliczyć, od wartości sumarycznej generacji odejmując wskazania licznika energii wysyłanej do sieci, natomiast nie jest znana globalna wartość tzw. autokonsumpcji prosumentów. Można ją jedynie szacować.
Co z magazynami energii?
Wyska generacja OZE cieszy, rodzi jednak wiele pytań. Jednym z jest pytanie o efektywne i ekonomicznie uzasadnione sposoby magazynowania nadwyżek energi przynajmniej przez kilka godzin, do czasu gdy będą warunki do jej skonsumowania lub sprzedania w europejskiej sieci energetycznej. Nad tym problemem głowi się teraz spora część naszych naukowych elit. W Polsce nie sięgamy jednak nawet po tak sprawdzone systemy jak budowa elektrowni szczytowo-pompowych. Wszystko co mamy w tym zakresie powstało wiele lat temu. W Młotach na Dolnym Śląsku mogłaby powstać największa elektrownia szczytowo-pompowa o mocy 750 MW, większa niż Żarnowiec. Jednak pomysł jest dopiero na etapie listów intencyjnych. Dobrze, że potencjał jest widoczny, ale jeszcze wiele lat zajmie jego uruchomienie. Spodziewam się, że szybciej ludzkość wypracuje ekonomiczne domowe mikromagazyny i zwykli obywatele sfinansują tą trudną operację magazynowania nadmiaru energii z sieci. Rosnące szczytowe ceny energii nakręcą już niedługo ten biznes. Likwidacja prosumenta w krótkim czasie nauczy tysiące polaków sprzedawać energię, a potem magazynować, żeby sprzedawać drożej i przy okazji stabilizować system. A jak wiadomo - polak potrafi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz