Między innymi pisałem o tym w tekście sprzed prawie 2 lat:
Warto pamiętać, że bilans energetyczny, a w konsekwencji także finansowy spalarni opera się już w obszarze dostępu do strumienia odpadów z Torunia na miękkich zapewnieniach. Co mówi umowa partnerska na ten temat? Jeżeli gmina Toruń nie będzie w stanie dostarczyć deklarowanej ilości odpadów to ...podejmie starania, żeby jakoś problem rozwiązać. Co będzie, jeśli mimo to nie zdoła się wywiązać? Tego porozumienie "partnerskie" już nie porusza. Nie ma w nim kar umownych, ani żadnej innej formy odpowiedzialności tego "partnera". Problem finansowy spaść może na barki bydgoskiej spółki za którą PORĘCZA gmina Bydgoszcz."
całość tutaj: NIE, dla sprzedaży KPEC-u.
Czy możemy mieć pretensje o takie działania do władz Torunia, gminy, która z Bydgoszczą rywalizuje na każdym możliwym polu i robi wszystko co może, żeby osłabić jej pozycję, znaczenie i finanse?
Moim zdaniem nie możemy.
Możemy mieć pretensje do władz Bydgoszczy, że w naszym imieniu zawiera takie umowy, które niczego nie gwarantują, a stanowią zagrożenie dla naszych portfeli. Kto zapłaci za ewentualne straty spalarni lub co gorsza zwrot unijnego dofinansowania? Bydgoszczanie.
W tym momencie warto przypomnieć, że umowę "partnerską" z Toruniem przygotował i rozpoczął przygotowywać inwestycję prezydent Konstanty Dombrowicz.
Jego następca, Rafał Bruski na początku swojej pierwszej kadencji prezydenckiej zadeklarował renegocjację tej umowy, rozumiejąc, że jest niekorzystna i stanowi zagrożenie dla Bydgoszczy.
Zadeklarował i....po kilku miesiącach zaczął ją grzecznie realizować.
Trudno powiedzieć, czy był to tylko wyraz posłuszeństwa wobec partyjnej centrali swojej partii znajdującej się w Toruniu, czy jakiej inne pobudki nim kierowały. Efekt jest taki, że zostajemy z problemem. Być może uda się go jakoś rozwiązać, pozyskując odpady z innego źródła, ale nie zmienia mojej negatywnej oceny tego procesu decyzyjnego. Jakość umowy określającej strumień odpadów z Torunia jest po prostu dramatycznie niska.
Czy doczekamy się kiedyś ponoszenia finansowej odpowiedzialności urzędników za swoje decyzje o tak niskiej jakości? Czy za ewentualne straty spalarni tak ochoczo zapłacą ze swoich kieszeni solidarnie prezydenci Dombrowicz z Bruskim?
Jak długo prezydentem Bydgoszczy będzie osoba podlegająca partyjnym centralom, tak długo będziemy zadawać sobie pytania jak można w taki sposób zarządzać miastem.
Na temat problemu ze strumieniem odpadów do spalarni pisze Sławek Bobbe w Expressie Bydgoskim: W spalarni nie ma czym palić. Toruń dostarczy do Bydgoszczy mniej śmieci niż obiecał
Niestety jakość procesu sprawowania władzy w naszym mieście jest od lat dramatycznie niska. Nie ma żadnej odpowiedzialności za poczynania prezydenta Bruskiego, który doprowadził do tego, że stadion Zawiszy zbudowany za około 100 milionów złotych stoi pusty, niszczeje i ciągle nie ma wizji jak go zagospodarować. Stadion nie jest wieczny. Trzeba go co jakiś czas modernizować, remontować. Przynajmniej kolejnych kilka lat, czyli sporą część okresu, w którym mógłby być użytkowany, będzie świecił pustkami. Kto "bogatemu" zabroni?
Budowa stadionu Zawiszy, lata 2007-2008. Koszt około 100 milionów złotych. Obecnie nie gra tam żaden zespół ligowy. |
Ewentualne straty spalarni to przy tym pestka.
Takie kolejne pomniki swojej nieudolności stawiają sobie kolejne władze. Lekką ręką wydają setki milionów na nietrafione inwestycje, a potem nie mają skrupułów, żeby ludziom mówić , że brakuje jakiś drobnych kilkaset tysięcy na realizację różnych ciekawych przedsięwzięć. Ile razy w ciągu roku słyszymy, że miasto nie ma na coś pieniędzy? Powtarzane to jest jak mantra. Ale na pokrycie strat spalarni się znają, nieprawda?
Czy potrafi sobie ktoś wyobrazić, że prywatny podmiot inwestuje w tak ryzykowne przedsięwzięcie jak spalarnia kilkaset milionów złotych nie zapewniwszy sobie strumienia odpadów na kilkadziesiąt lat? Raczej trudno to sobie wyobrazić. Ale miasto Bydgoszcz stać na to, bo ma kilkaset tysięcy mieszkańców którzy potulnie zapłacą ile będzie trzeba.
Bydgoszczanie to taki dziwna społeczność. Ponarzekają sobie, a potem potulnie zapłacą ile trzeba w podatkach lokalnych, cenie wody, czy mizernych inwestycjach miejskich. I wybiorą sobie nowego - starego wodza ponownie.
Tak, tak drodzy bydgoszczanie, to my jesteśmy sami sobie winni. Prezydent sam siebie nie wybiera. To my dajemy im władzę i to my ponosimy odpowiedzialność za to jakie śmierdzące problemy i długi pozostawimy naszym dzieciom i wnukom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz