piątek, 17 stycznia 2020

Oszczędzanie na transporcie kosztem jakości to nie jest dobry pomysł.

Transport zbiorowy w Bydgoszczy w czasach walki o czyste powietrze powinien zyskiwać coraz większą przychylność władz naszego miasta. Można odnieść wrażenie, że tak nie jest. W budżecie Bydgoszczy zmniejszono nakłady na transport zbiorowy o 6 milionów w stosunku do planu. Jakie będą konsekwencje pogarszania oferty transportowej nie jest trudno przewidzieć. O pasażera walczy się długo, a stracić go można bardzo łatwo. Na przykład zmuszając go do jeżdżenia w tłoku. Znane są problemy z zatłoczeniem tramwajów jeżdżących w godzinach szczytu. Z jednej strony takie zjawisko cieszy, gdyż świadczy o tym, że sporo mieszkańców usiłuje swoje regularne dojazdy odbywać transportem zbiorowym. Z drugiej strony takie zjawisko martwi, bo może być przyczyną utraty części pasażerów, którzy w takich warunkach nie będą gotowi dłużej jeździć. A walka toczy się między innymi o jakość powietrza, którym oddychamy. Okazuje się, że w mieście, w którym zmniejsza się liczba mieszkańców rosnąć może nam emisja CO2 pochodząca z sektora transportowego.


Powyższe porównawcze zestawienie ilości i źródeł emisji CO2 dotyczy Bydgoszczy oraz porównania pomiędzy rokiem 2005 i 2009, kiedy mieliśmy już do czynienia z depopulacją. Jeżeli chcemy zostawić naszym dzieciom i wnukom czystą Bydgoszcz, to powinniśmy coś zmienić w sposobie naszego myślenia, między innymi o sposobie podróżowania po mieście. Bydgoszcz wypadła w 2011 roku źle w porównaniu z innymi miastami Polski w kwestii emisji CO2 per capita. Duże miasta jak stolica, Poznań czy Gdańsk wypadają znacznie lepiej od nas. Może to zbieżność przypadkowa, ale wszystkie te 3 wymienione wyżej miasta dobrze wykorzystują linie kolejowe przebiegające przez miasto. My naszej siatki kolejowej nie wykorzystujemy w ogóle, a sieć tramwajowa dopiero w bólach staje się coraz bardziej funkcjonalna. Ciekawe jak w powyższych zestawieniach wyglądalibyśmy obecnie, w 2020 roku, gdy część pracy przewozowej przejął tramwaj do Fordonu?



Niech ta ekologiczna ciekawostka będzie punktem wyjścia do rozważań na temat bydgoskiego transportu zbiorowego.

Ceny biletów komunikacji zamrożone od lat, na poprawę jakości transportu zbiorowego brakuje pieniędzy, a pensje poszły w górę o 40% w 4 lata.


Wracając, do problemów Bydgoszcz z pieniędzmi na transport, projektowanie budżetu to nie jest nigdy prosta sprawa. Bieżące potrzeby finansowe, zaplanowane inwestycje miasta oraz nasze różne marzenia zderzają się z ograniczeniami w kasie miasta. W przypadku transportu zbiorowego w mojej ocenie nie wolno jednak oszczędzać na jakości. Uważam, że warto rozważyć pozyskanie brakującej na transport kasy z podwyżek cen biletów. Od pewnego czasu ceny biletów w Bydgoszczy zostały praktycznie zamrożone, podczas gdy płace idą cały czas w górę. Od stycznia minimalna płaca brutto w Polsce wynosi 2600 zł. Jeszcze 4 lata temu wynosiła 1850 zł. To jest wzrost 40,5%. W tym samym  czasie ceny bydgoskich biletów nie uległy zmianie. Paliwo trzyma się mniej więcej w podobnej cenie, ale koszty pracy zmieniły się mocno. Obecna sieciówka kosztuje ciągle 88 zł, od wielu lat, a bilet jednorazowy 3 zł. Jeżeli dzisiaj mówimy o braku 6 milionów na transport zbiorowy w Bydgoszczy to stanowi to zaledwie 2,3% całej kwoty, jaką Bydgoszcz przeznacza na transport zbiorowy (ok 250 milionów rocznie). Podwyżka ceny biletów okresowego o kilka procent, czyli kilka złotych w mojej ocenie jest łatwiejsza do zaakceptowania niż tramwaj do którego nie da się wsiąść z powodu ekstremalnego zatłoczenia. Najczęściej na łamach tego bloga postulowałem o to, żeby niskimi cenami biletów zachęcać mieszkańców do zbiorkomu, jednak w sytuacji gdy nie jesteśmy w stanie zapewnić zadowalającej jakości rozważyłbym korektę cen biletów. Budżet miasta też zmienił się w ciągu ostatnich lat wyraźnie. Ceny rosną, czasami trzeba się z tym pogodzić.

Rozwiązanie problemu zatłoczonego w szczycie taboru nie jest łatwe. Zwłaszcza gdy miasto od lat nie wykorzystuje potencjału linii kolejowych w celu odciążenia podsieci tramwajowo-autobusowej. Jedną z opcji jest zakup dłuższych tramwajów. Być może w planie kolejnych zakupów warto rozważyć taki wariant zakupowy. Ma on tą zaletę, że jeden motorniczy, przewozi większą ilość pasażerów jednocześnie, a ilość motorniczych rzutuje na sumaryczne koszty. Z punktu widzenia pasażerów korzystniejsze jest zwiększanie częstotliwości kursowania tramwajów, ale niestety mamy kilka punktów sieci, które skutecznie ograniczają jej przepustowość jak choćby Rondo Fordońskie, gdzie tramwaje jadące ze wschodu ustawiają się często nawet po 3-4 składy czekając na  swoją kolejkę. Mści się  tam brak osobnego peronu dla tramwajów skręcających w prawo na Most Pomorski w kierunku Tesco.

Problemy zatłoczenia, braku punktualności, a zwłaszcza  sposób i szybkość reagowania na awarie czy zablokowanie sieci powinny być naprawdę rzetelnie monitorowane. Te problemy trzeba rozwiązywać sprawnie, żeby ludzie czuli się w środkach transportu zbiorowego dobrze. Sporo nowych możliwości poprawy pracy sieci pojawi się po oddaniu nowej trasy tramwajowej pomiędzy Rondem Bernardyńskim a Rondem Kujawskim. Trzeba ten moment dobrze wykorzystać, bo może stać się kolejnym pozytywnym przełomem transportowym.

Realia są takie, że coraz więcej bydgoszczan wyprowadza się pod miasto i liczba osób dojeżdżających samochodami rośnie. Jeżeli chcemy skutecznie walczyć o jakość naszego powietrza, to musimy uspokajać ruch, stworzyć dobre warunki dojazdu transportem zbiorowym z gmin oraz zbudować sieć parkingów przy węzłach przesiadkowych aby cały łańcuch podróży był komfortowy i szybki. W naszym mieście brakuje chyba zrozumienia tej prostej idei, skoro w ramach systemu Park & Ride buduje się parking przy samej Starówce. Pewnie mamy w Bydgoszczy problemy z pieniędzmi, jak większość miast w Polsce, ale wydaje się, że mamy również poważny problem z logicznym myśleniem o skutkach pewnych decyzji i z mądrym planowaniem systemu transportowego.

Najprostsze i najmniej kosztowne rzeczy, jak wykorzystanie pociągów przejeżdżających przez miasto jest dla Bydgoszczy ciągle nieosiągalną, odległą ideą. W planistycznych dokumentach pojawiają się zwolna jakieś zapisy o wykorzystaniu kolei w Bydgoszczy czy potrzebie stworzenia kolei dojazdowej, pełniącej funkcję SKM-ki na terenie miasta. Są to jednak ciągle tylko słowa. W innych miastach to jest od wielu lat rzeczywistość

Bydgoszczanin w miesięcznym biletem na transport zbiorowy popatrzy sobie tylko czasami z zazdrością na śmigające Elfy i musi się pogodzić z faktem, że nasze władze po prostu przerasta problematyka integracji systemów transportowych. Bydgoszcz w ostatnich latach potrafiła stworzyć swoje linie międzygminne, ale ni w ząb nie potrafi zintegrować się taryfowo z Przewozami Regionalnymi czy Arriva. A kluczem do sukcesu jest właśnie porozumienie, które zaowocuje jednym, wspólnym biletem i swobodą wyboru środka transportu. To nie jest drogie, ale jest dla naszych władz zadziwiająco trudne. Szkoda.

W tej sprawie przeciwnicy SKM-ki posługiwali się od zawsze bardzo pokrętną argumentacją. Z jednej strony kreowali wizję jakoby miało by to być dużym obciążeniem finansowym dla miasta, innym razem kreowali wizję, że pociągami prawie nikt nie będzie chciał jeździć ignorując obiektywne badania mówiące o tym, że sporo ludzi zyskałoby nową jakość dojazdów do pracy czy na uczelnię. Jest w tym sprzeczność. Prawda jest taka, że ciągle brakuje woli poważnego zajęcia się tą sprawą przez władze miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz